Translate

poniedziałek, 2 kwietnia 2018

Wielkanocna palma

Odbiła mi palma. Taka nie do końca wielkanocna, a jednak. Drugi dzień świąt postanowiłem bowiem spędzić "pod palmami". Ale jak to zrobić? Na Karaiby lecieć? A po co? Żeby nieco zagrzać kreci tyłek wystarczy wybrać się do pobliskiej Gliwickiej Palmiarni.
A nieco można było się zagrzać, bo temperatura w palmiarni znacznie przewyższa tą na zewnątrz. Przynajmniej o tej porze roku. A że ja, kret, mam dość zimy i tęsknię za ciepełkiem to postanowiłem przekopać się do Gliwic. Palmiarnię mijałem już wiele razy - leży bowiem blisko Drogowej Trasy Średnicowej, ale dopiero dziś ją zwiedziłem. 
Pierwsze wrażenie dziwne. Wchodzę a tam mnóstwo roślin. Tylko co jest co? Czy w ogóle coś mnie tu zaskoczy? W sumie to tylko rośliny... A jednak nie tylko rośliny można tu zobaczyć, ale zacznijmy od początku. 
Pierwszy pawilon to rośliny użytkowe. Kawa, cytrusy, przyprawy. W sumie ciekawostka - zobaczyć jak rosną spożywane przez nas codziennie w kuchni przyprawy. Można było znaleźć pieprz, wspomnianą już kawę, ale też kardamon. Podobno cynamon też był, ale chyba przegapiłem... 
Kolejny pawilon to już palmy i roślinność tropikalna. Były ogromne. Niektóre nawet ciężko było zmieścić w kadrze... 
 
Oprócz palm - jak widać wyżej - zobaczyliśmy także bambusy. Nie wiedziałem, że są tak wysokie. Poza tym w palmiarni podziwiać można było sporo gatunków storczyków. Ten ostatni nieco przypomina ten, który stoi na moim parapecie... Czekam aż znów zakwitnie :)
W kolejnym pawilonie można zobaczyć sukulenty - czyli wszystko co zatrzymuje wodę i nie potrzebuje jej wiele. Idealne rośliny dla zapominalskich... Oczywiście najwięcej było kaktusów, ale też aloes czy agawa.
Ale, jak wcześniej pisałem, nie tylko rośliny można zobaczyć w palmiarni. Na mnie największe wrażenie robiła mrówkostrada. To taka plastikowa "rurka", w której tam i z powrotem wędrują mrówki i noszą liście. Widok niesamowity. Ponieważ jestem gapa - usunąłem sobie niechcący filmik, który nagrałem. Na szczęście youtube ratuje mi skórę. Zobaczcie jak to wygląda: 
Oprócz bezapelacyjnie najbardziej zaskakujących mrówek, ciekawostką było też akwarium, w którym można było zobaczyć ryby dorzecza Amazonki, jeziora Tanganika, rzeki Azji Południowo-Wschodniej i polskich rzek. Zdecydowanie najbarwniejsze są te z jeziora Tanganika. 
 Ta ostatnia sprawiała wrażenie, jakby chciała mnie połknąć... Dobrze, że tam była szyba. Na szczęście ryby z dorzecza Amazonki, nie chciały mnie pożreć, choć były znacznie okazalsze. 
Ta olbrzymia arapaima chyba się przejadł przez święta, bo nie miała ochoty nawet na milimetr się poruszyć... Za to nasze, rodzime gatunki ryb były wyjątkowo ruchliwe. Trudno było je sfotografować.
Nie tylko ryby można było oglądać. Najtrudniej było złapać w jednej pozycji tego żółwia...
 Za to ptaki i wąż jakoś bardziej były łaskawe...
 
 Cóż, palmiarnia to nie jest żadna długa wycieczka, ot, może dwu-trzygodzinny wypad. Jeżeli jednak tęsknimy za latem to tam możemy mieć jego namiastkę. Ciepełka nigdy za wiele...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz