W muzeum część zabawek jest w gablotach, a część ułożona tak, że zaprasza do zabawy i wspominania dzieciństwa.
Gdy
byliśmy w muzeum akurat trwała czasowa wystawa - Oldskulowe gry.
Oczywiście i z tej atrakcji skorzystaliśmy. Dla nas to akurat nie było
nic dziwnego, ale chcielibyśmy widzieć miny najmłodszego pokolenia!
Muzeum naprawdę budzi wspomnienia i warto je zwiedzić czy ma się lat 5 czy 105.
Kolejnym
krokiem było śniadanie na najbardziej charakterystycznej ulicy miasta -
przez miejscowych zwanej "Sienkiewką" a przez Google Maps - ulicą
Sienkiewicza. Stamtąd udaliśmy się do Pałacu Biskupiego. Ładne miejsce, na uwagę zasługują niewielkie, ale urocze ogrody. Przechadzaliśmy się po nich leżakując w torbie :)
Później przyszedł czas na Kadzielnię - rezerwat niemal w centrum miasta, gdzie wydaje się nam jakbyśmy przenieśli się do innego miejsca - a na pewno nie w centrum miasta.
W Kadzielni znajduje się amfiteatr - czasem odbywają się tu koncerty i imprezy.
Jednak chyba najciekawszą atrakcją w okolicy jest tyrolka prowadząca nad rezerwatem. Najpierw ostajemy przeszkoleni a potem... Sru!
Jednak dla tych co nie gustują w wysokościach - można i do podziemi zejść. W Kadzielni znajduje się bowiem udostępniona do zwiedzania jaskinia. Można ją zwiedzać po uprzednim umówieniu się i nasze dwunożne już myślały, że klamkę pocałują. Na szczęście, gdy już odchodziły, nadeszła wycieczka. I okazało się, że zgodzili się by wejść z ich grupą - na szczęście nie przekroczyliśmy limitu osób :)
Na koniec ostatnie spojrzenie na Kadzielnie i wracamy na Sienkiewkę, by chwilę odpocząć i ruszyć w dalszą drogę.
Na Sienkiewce znów wylądowaliśmy w naszej ulubionej kieleckiej restauracji - w Kojocie. Dwunożna pamięta ją jeszcze z czasów studenckich i musiała tam wrócić. Tym razem nie tylko na obiad :) Dla kierowców oczywiści wersja bezalkoholowa :) Ale kreciki nie prowadzą!
W tym dniu mieliśmy zwiedzać jeszcze jedną jaskinię w okolicy - Jaskinię Raj. I szczere ją polecamy, jednak niestety w środku obowiązuje zakaz robienia zdjęć.Odsyłamy więc do oficjalnej strony jaskini - tam można zobaczyć kilka fotek.
Później przyszedł czas na Kadzielnię - rezerwat niemal w centrum miasta, gdzie wydaje się nam jakbyśmy przenieśli się do innego miejsca - a na pewno nie w centrum miasta.
W Kadzielni znajduje się amfiteatr - czasem odbywają się tu koncerty i imprezy.
Jednak chyba najciekawszą atrakcją w okolicy jest tyrolka prowadząca nad rezerwatem. Najpierw ostajemy przeszkoleni a potem... Sru!
Jednak dla tych co nie gustują w wysokościach - można i do podziemi zejść. W Kadzielni znajduje się bowiem udostępniona do zwiedzania jaskinia. Można ją zwiedzać po uprzednim umówieniu się i nasze dwunożne już myślały, że klamkę pocałują. Na szczęście, gdy już odchodziły, nadeszła wycieczka. I okazało się, że zgodzili się by wejść z ich grupą - na szczęście nie przekroczyliśmy limitu osób :)
Na koniec ostatnie spojrzenie na Kadzielnie i wracamy na Sienkiewkę, by chwilę odpocząć i ruszyć w dalszą drogę.
Na Sienkiewce znów wylądowaliśmy w naszej ulubionej kieleckiej restauracji - w Kojocie. Dwunożna pamięta ją jeszcze z czasów studenckich i musiała tam wrócić. Tym razem nie tylko na obiad :) Dla kierowców oczywiści wersja bezalkoholowa :) Ale kreciki nie prowadzą!
Podsumowując - Kielce zawsze będą dla nas miejscem sentymentalnym. Niemniej jednak niezależnie od sentymentów warto to miasto odwiedzić.