Translate

czwartek, 22 września 2016

Gród Kraka nieco inaczej

Witamy ponownie. 
Ostatnio dość długo milczeliśmy. Tak czasem się zdarza, że zmartwienia zaprzątają nasze krecie głowy. Ale doszliśmy do wniosku, że najlepszym lekarstwem na smutki jest zajęcie się czymś konstruktywnym. No więc piszemy. A tym razem napiszemy krótko o Krakowie.
Wybraliśmy się tam dość liczną grupą, Krety były w komplecie, a dwunożnych było aż troje nasze właścicielki i nasz przyjaciel Michał. Na miejscu spotkaliśmy się także z jego kolegą, Kubą. W zasadzie to był jeden z celów wycieczki. Nasz przyjaciel Michał jest bowiem fotografem, a jego kolega Kuba modelem. Część wycieczki zajęła więc sesja zdjęciowa. Jej efekty znajdziecie na blogu https://michalwieczny.blogspot.com Ponieważ jednak nie tylko Kuba został modelem a Celina i Kasia niejako mogły poczuć się przez chwilę jak modelki to pochwalimy się także i ich zdjęciami.
A oto nasz mistrz podczas pracy już mniej profesjonalnym okiem i sprzętem fotografowany. 
Choć niewątpliwie Kraków jest miejscem pięknym i sprzyja ładnym plenerom, sesja nie była naszym jedynym celem wycieczki. Podczas jej trwania odwiedziliśmy Ogród Doświadczeń im S. Lema. Miejsce bardzo nam się spodobało. W informacjach na stronie dowiedzieliśmy się, że przeciętnie trzeba przeznaczyć na jego zwiedzanie około dwóch godzin. Nam zajęło to jedynie cztery. Widać nie jesteśmy przeciętni. W ogrodzie mona znaleźć wiele ciekawostek ze świata fizyki, ale przekazanych w formie świetnej zabawy. Szkoda zbędnych słów. Obejrzyjcie filmik z tego miejsca i z wycieczki do Krakowa autorstwa właśnie Michała a sami się przekonacie, że to naukowy plac zabaw. 

Poniżej też kilka fotek z tego miejsca, przede wszystkim te "latające".
Ogród doświadczeń polecamy każdemu! Młodszym i tym trochę mniej. My bawiliśmy się świetnie!
Później wybraliśmy się na rynek na spotkanie z Kubą, o którym pisaliśmy wcześniej. Posiedzieliśmy w kawiarni na sukiennicach, zrobiliśmy, a właściwie Michał zrobił setki zdjęć i poszliśmy na spacer po Krakowie w kierunku Wawelu. 
To był bardzo miły dzień. Kraków to miasto, które bardzo lubimy, szkoda, że tak bardzo zatłoczone...


wtorek, 6 września 2016

Z wizytą u Nessie

Podróż, o której chcę Wam opowiedzieć miała miejsce w lutym tego roku. Wtedy, korzystając z okazji, że były ferie, udaliśmy się w odwiedziny do naszych przyjaciół mieszkających w Szkocji. Jak na razie to moja najdalsza wyprawa. Wprawdzie mój starszy brat miał okazję pozwiedzać bardziej odległe zakamarki świata, ale ja jeszcze poza Europę nie wyruszyłem. Ale wszystko przede mną.
Nie będę ukrywać, że mieliśmy lekki stres przed tą podróżą. Pierwsza tak daleka i pierwsza powietrzna. Tak, krety latają. Przynajmniej niektóre. Na pewno dwa. 
Lot okazał się wspaniałym przeżyciem. Najbardziej stresujący dla nas moment to pierwszy start. To robi wrażenie, ale chyba największe za pierwszym razem. Powrotny lot był już mniej emocjonujący, bo wiedzieliśmy jak to wygląda. Dla nas trudne okazało się jednak lądowanie, ponieważ nasze uszy dość mocno na nie zareagowały. Poza tą niewielką niedogodnością wrażenia mieliśmy jak najbardziej pozytywne. 
Jeżeli chodzi o pierwsze wrażenia ze Szkocji to są nietypowe. Pierwszy szok jaki przeżyliśmy miał miejsce już w drodze z lotniska. Wjeżdżając na rondo w naszych głowach pojawiła się nagła myśl "dlaczego jedziemy pod prąd?!" Kolejne zdziwienie miało miejsce niewiele późnej. Jadąc z Glasgow w kierunku Coatbridge zauważyliśmy, że trawa jest wyjątkowo zielona jak na luty. Zobaczycie to zresztą na zdjęciach z wycieczek. Podobno w Szkocji to normalne. 
W Szkocji spędziliśmy nieco ponad tydzień. Trudno dziś opisywać szczegółowo każdy dzień, który tam przeżyliśmy. Odwiedziliśmy różne ciekawe miejsca i o nich napiszę kilka słów. Pierwszym takim miejscem było Coatbridge, ponieważ w tym mieście mieszkają nasi przyjaciele. Wielokrotnie spacerowaliśmy po okolicy. Zobaczyliśmy centrum miasteczka, Drumpellier Country Park, czy Summerlee Museum. 
Coatbridge to niewielka miejscowość, lecz nie pozbawiona ładnych miejsc. Podczas pobytu nie zauważyliśmy w Coatbridge ani jednego bloku, wszędzie kamieniczki. Ma to swój niewątpliwy urok. 
Pierwszą większą wyprawą była wycieczka do Glasgow. Byliśmy tam dwukrotnie. Raz w Riverside Museum, a raz w centrum miasta. Riverside Museum znajduje się na obrzeżach miasta, tuż nad rzeką Clyde. A na jej wodach zacumowany żaglowiec. W pierwszej kolejności zwiedziliśmy statek, który znajduje się obok muzeum. Glenlee był żaglowym statkiem towarowym a obecnie służy turystom. Oto i on:
Statek spodobał się nam, jednak wnętrze muzeum zdecydowanie go przyćmiło. Było NIESAMOWITE! Wszędzie piętrowe tramwaje, autobusy, samochody, rowery, motory. No wszystko co jeździ. I nie tylko. Także cała uliczka i stroje epokowe i jeszcze więcej! Zobaczcie sami!
 Kto by pomyślał, że to nie prawdziwa uliczka?
Zawsze do usług :) 
Mój ci on! 
 We are the champions! 
Przy kolejnej wizycie w Glasgow odwiedziliśmy centrum. 
 Chcieliśmy spróbować smażonego Marsa, ale jak widać z marnym skutkiem... 
 Centrum Glasgow z chrześniakiem :)
 George Square
Taksówki :) Ciekawie wyglądają w środku, nie jak typowe samochody. Pasażerowie mogą siedzieć przodem i tyłem do kierunku jazdy. 
 Glasgow Royal Concert Hall. Może kiedyś tam zaśpiewamy?
Kelvingrove z zewnątrz...
...i w środku.
Co ciekawe wstęp do muzeów w Glasgow jest wolny!
Wykluwanie w toku. 

 Wieczorem przeszliśmy się ponownie w pobliżu Clyde, 
 Ale też wróciliśmy do centrum, gdzie wieczorne światła były przepiękne. 
A oto muzeum sztuki współczesnej w Glasgow. Przed nim stoi słynny pomnik księcia Wellington z pachołkiem na głowie. Jak się tam znalazł? Tego chyba nawet najstarsi szkoccy górale nie wiedzą. W każdym razie zdejmowany przez władze miasta pachołek szybko wraca na swoje miejsce. Takie już chyba jego przeznaczenie. 
Jak widać na zdjęciach w Glasgow jest co oglądać. Jednak to Edynburg spowodował u mnie i mojej dwunożnej zachwyt, że aż dech zapiera. Zobaczcie sami!
Szkocka siedziba królowej Elżbiety.  
Razi słońce, oj razi :) A na poniższych zdjęciach widok z Calton Hill. Adam zamknął nam oczy i zaprowadził na górę. Dopiero tam pozwolił otworzyć. Jak zobaczyliśmy widok, mieliśmy problem z utrzymaniem żuchwy na swoim miejscu... 
 Ciekawe co to jest za budynek? Jakieś pomysły? ;) 
Przed "Hańbą Szkocji" - po wybudowaniu tego co widać brakło pieniędzy na dokończenie - stąd niezbyt przychylna nazwa.
 No i Szkot obowiązkowo!
Edinburgh Castle
  Wallace Monument
No i pamiątki musza być.
Edynburg zrobił na nas ogromne wrażenie. Był jednym z najpiękniejszych i najbardziej klimatycznych miast Europy jakie do tej pory widzieliśmy. Te mury mają w sobie ogromną magię. Mam nadzieję, że kiedyś tam wrócimy. 
Pewnie zastanawiacie się gdzie ta tytułowa Nessie? W Loch Ness! Tam co prawda nie dotarliśmy (nadrobimy), ale wybraliśmy się na przejażdżkę nad inne jezioro, Loch Lomond, gdzie podziwialiśmy szkockie krajobrazy. Góry wznoszące się nad jeziorem, piękne, żółciutkie kolcolisty i te mosteczki... Ach... Jakże to było piękne!
Jeżeli myślicie, że to koniec szkockiej przygody to jesteście w błędzie! Podczas spontanicznej wycieczki dotarliśmy do Kirkintilloch. To bardzo ładne miasteczko z ciekawą historią, ponieważ przez nie przebiegał Wał Antonina, zbudowany przez Rzymian w II wieku naszej ery. Był odpowiedzią na opór Kaledończyków wobec najazdu Rzymian. Poza tym to po prostu bardzo ładne miasteczko.
Szkocja jest piękna. Na pewno byliśmy tam pierwszy raz, na pewno też nie ostatni. W Szkocji zostało wiele miejsc, których jeszcze nie odwiedziliśmy. Kilka są na liście do odwiedzenia następnym razem.  Wizyta u Nessie też jest na liście. Inne pewnie jeszcze odkryjemy. Już nie możemy się doczekać :)