Ech, czasem dobrze wrócić do korzeni. Tak, Praga to było miejsce, które odwiedziliśmy ładnych kilka lat temu. Dokładnie cztery. To nasza pierwsza podróż w którą od początku do końca wybrały się dwa krety z dwoma dwunożnymi. Pewnego letniego poranka postanowiliśmy wyruszyć na podbój Pragi. Po drodze zrobiliśmy przystanek w Cieszynie. Dlaczego? Pragmatycznie rzecz ujmując... Podróż z Katowic do Pragi bezpośrednio pociągiem kosztowała wtedy jakieś 5 razy tyle co podróż busikiem do Cieszyna a potem pociągiem z Czeskiego Cieszyna do Pragi. Z Cieszyna wystarczy przekopać się przez Olzę. Spacer z polskiego dworca na czeski trwa około pół godziny.
Zaczęło się niewinnie... W pociągu odsypialiśmy, bo podróż rozpoczęliśmy wcześnie rano. Na miejsce dotarliśmy wczesnym popołudniem i zaczęliśmy zwiedzanie od spaceru w stronę hotelu. Po drodze napotkaliśmy na takie przejście podziemne. To co było nad nim zrobiło na nas ogromne wrażenie.
Nigdy wcześniej nie widziałyśmy takich "rynienek", w których kursują pociągi. Wyglądało to imponująco.
Po tym jak dotarliśmy do hotelu i zostawiliśmy rzeczy udaliśmy się na obiad i czeskie piwo.
Już pierwszego dnia nieco pozwiedzaliśmy. Przespacerowaliśmy się wzdłuż Wełtawy, powędrowaliśmy w okolice muzeum Franza Kafki. Przeszliśmy też najwęższą uliczką w Pradze, ale jak się okazuje nie na świecie. W Niemczech znajduje się jeszcze węższa uliczka. Zobaczcie wieczorne zdjęcia:
Ta... Ci chłopcy "wysikują" kontury granic Czech.
Apropos rzeczy, które zaskakują, choć może nie powinny. Oto zjazd do żółtej linii metra w Pradze. Stacja Invalidovna... Wyjątkowo strome, długie i szybkie schody ruchome.
Kolejnego dnia zwiedziliśmy Wyszehrad, Hradczany i oczywiście samo centrum Pragi - most Karola.
Powyżej Wyszehrad
Most Karola
No i Hradczany z widokiem na błyszczące w słońcu dachy Pragi.
Ten dzień zakończył się w zasadzie kolejnego dnia nad ranem. Wieczór był owocny, testowaliśmy ile czeskich piw potrzebnych jest do swobodnego mówienia po angielsku. Okazuje się, że wystarczą dwa. Najpierw rozmawialiśmy z Włochami a później z Rosjanami. Podczas tych rozmów sprawdzaliśmy wytrzymałość stolików barowych na działanie ognia. A przynajmniej jednego stolika. Przeżył. Do hotelu przekopaliśmy się około szóstej rano...
Nocna rozmowa tak nam się układała, że kontynuowaliśmy ją kolejnego dnia podczas rejsu po Wełtawie.
Aż się popłakaliśmy ze starszym bratem Krecikiem - po części ze śmiechu a po części ze wzruszenia... Trzeba tam wrócić!
OdpowiedzUsuńPozdrawiamy!
Koniecznie!
Usuń