Translate

niedziela, 18 grudnia 2016

Wisła śpiewająco

Przeżyłem już jazdę autokarem pełnym dzieci, przeżyłem jazdę autokarem pełnym nauczycieli a ostatnio przeżyłem też autokar bardzo rozśpiewany. Wiózł bowiem dwa zespoły na koncert. Tak się składa, że moja dwunożna śpiewa w jednym z nich. Pojechaliśmy więc głównie na Jarmark a ja przy okazji ponownie odwiedziłem Wisłę.
Jako, że Jarmark odbywał się w rynku głównie tam udało mi się przekopać parę kopców. 
Pospacerowałem trochę i pooglądałem stoiska, świąteczne ozdoby i przypomniałem sobie znajome miejsca w okolicy:
Skocznia narciarska.
Piękna choineczka.
Kościół ewangelicki w pobliżu rynku.
Jarmarczne bryczki.
Karuzele.
Świecidełka.
Stoiska nie tyko jarmarczne
Muzeum beskidzkie.
No i nasza ukochana cukiernia :) 
Tak jak pisałem tego dnia nie było wiele czasu na zwiedzanie. Wisła to nie jest duża miejscowość. Z czego słynie? A właściwie z kogo? No oczywiście! Adam Małysz! 
A taka jego CZEKOLADOWA (mniam mniam) podobizna stoi w Wiślańskim Centrum Kultury. Mówię Wam, gdyby nie koncert to pewnie o tym pysznym Małyszu nic bym nie wiedział. Bo zazwyczaj zwiedzając miasto nie wchodzi się do centrum kultury ot tak, bez celu. 
Ale tak ja wspominałem to nie moja pierwsza wizyta w Wiśle. Byłem tam za studenckich czasów dwunożnej z nią i jej roześmianymi koleżankami ze studiów. Wówczas spacerowaliśmy głównie w okolicach szlaku na Baranią Górę, który zimą prezentuje się następująco. 
Zimą nie udało nam się co prawda wejść na Baranią Górę. Brak było nam podstawowego przygotowania. Ale zrobiliśmy to kiedyś później, w pewien majowy weekend. Towarzyszył nam wtedy mój brat ze swoją dwunożną, ale jakoś tak nie zrobiliśmy sobie wtedy wszyscy pamiątkowego zdjęcia. Tylko dwunożne, o nas niestety zapomniały. Ale to chyba przez te chmury i pomruki z nieba. Przed drogą powrotną przeczekiwaliśmy burze w schronisku. 
Tak, tak było ponad 4 lata temu. A ostatnio...
Tak śpiewali Miedarzanie - jeden z zespołów, z którym jechałem.
A tak Przebudzenie - zespół mojej dwunożnej. (Zdjęcie Adasia - naszego mistrza nagłośnienia)
A tak dziewczyny bawiły się po koncercie,
Było już bardzo świątecznie i nastrojowo. Góry, śnieg, świąteczne piosenki i ozdoby wprowadzają nas już w nastrój świąt, które zbliżają się wielkimi krokami. Już nie mogę się doczekać aż zaszyję się na te kilka dni w swojej norce, przy choince, z słodkościami w łapkach i kolędą na pyszczku. To już niedługo.

sobota, 10 grudnia 2016

Sielsko - anielsko

Rok temu dowiedziałem się o festiwalu "Anioł w miasteczku". Wtedy w terminie, w którym się odbywał mieliśmy inne plany, ale postanowiliśmy z dwunożną, że za rok pojedziemy. Rok minął i choć mamy ostatnio zwariowany czas postanowiliśmy jednak wybrać się do Lanckorony.
Jeszcze przed wjazdem do miasteczka zauważyliśmy przepiękny stary most z Archaniołami na kolumnach. Jak się okazało były to fragmenty dróżek kalwaryjskich związanych z pobliską Kalwarią Zebrzydowską. 
To był dla nas jednak tylko krótki przystanek przed właściwym celem podróży. Lanckorona. Miejsce, gdzie naprawdę zatrzymał się czas... 
Udało mi  się też zrobić zakupy w tradycyjnej, pachnącej świeżym chlebem piekarni.
Miejsce bardzo urokliwe. Dlaczego pojechaliśmy akurat tam? O Lanckoronie przeczytaliśmy dawno temu artykuł w Internecie. Już wtedy zaświtał nam w głowie pomysł, że trzeba tam pojechać, ale nigdy jakoś nie było nam po drodze. To było tylko pewne, że kiedyś tam pojedziemy. W bliżej nieokreślonej przyszłości. No i stało się to dziś, po kilku latach od pierwotnego pomysłu, by zwiedzić tą miejscowość. Dlaczego dzisiaj? Jak już pisałem, "Anioł w miasteczku". To festiwal, na który zlatują się anioły z okolicy i nie tylko. To niesamowite zobaczyć tych wszystkich uśmiechających się do siebie ludzi. Jak mówi pewna piosenka Anioły są wśród nas... Zobaczcie sami:
 Skoro pies może być Aniołem to pewnie i krecik ma szanse? Może za rok! 
A tu białe gołębie - wypuszczone w niebo wraz z życzeniami...
Moje życzenie? By ten festiwal nadal trwał, bo jest piękny. Uczy uśmiechu i dystansu do siebie. Bo gdzie indziej dorośli ludzie wychodzą publicznie na ulicę poprzebierani za anioły? Obyśmy za rok mogli tam być i zasilić anielskie grono. 
Tymczasem po anielskich zlotach postanowiliśmy skorzystać z okazji, że jesteśmy w nowym miejscu i zwiedzić znajdujące się w pobliżu ruiny zamku. 
I znów pożegnał nas zachód słońca. Cóż. Taka pora roku.
Jednak zachodzące słońce nie zakończyło zupełnie naszej wycieczki. Po drodze postanowiliśmy z przyjaciółmi zatrzymać się w Wadowicach i przejść się krótko po rynku...
i zakupić...
kremówki!
No cóż, już chyba nic nie zostało. Oblizywałem łapki :) A teraz pozwólcie, że udam się do swej norki. Jutro czeka mnie kolejna podróż. O niej innym razem.