Wiele słyszy się o sztucznych wyspach Morza Południowochińskiego, a ja opowiem wam o tej naturalnej. Otóż wybrałem się do Sanya, stolicy prowincji Hainan, która jest tropikalną wyspą na południu Chin. Mówi się o tym miejscu, że to Moskwa południowych Chin. W sumie to chyba dlatego, że przylatuje tam wielu turystów z Rosji i nawet nazwy przystanków autobusowych są napisane w dwóch językach.
Wycieczka przypadła na koniec marca i chociaż mój samolot wylądował w środku nocy, to zaraz poczułem różnicę temperatur. W moim mieście panowała jeszcze zima, a na Hainanie było gorące lato.
Następnego ranka przywitał mnie taki oto widok:
I przez kolejne 4 dni jadłem śniadanko huśtając się na
huśtawce na szesnastym piętrze apartamentowca z widokiem na morze i złocistą
plażę. W sumie plan na te wakacje zakładał jedynie grzanie tyłka
na plaży, o tak:
Jak się okazało, wybór Sanyawan -
miejsca, w które według przewodników nie jest popularne wśród zagranicznych
turystów, był strzałem w dziesiątkę. 30 kilometrów plaży,
i gdzieniegdzie były miejsca ,w których nie było nikogo poza mną. Mogłem więc spokojnie rozkoszować się
błogim lenistwem w cieniu palmy.
Sanya to bardzo popularny kurort, a dla tych, którzy pragną
czegoś bardziej ekskluzywnego, polecam plaże Dadonghai i zatoka Yalong.
Oto widok na plażę Dadonghai - jak dla mnie to
troszkę zbyt tłoczno...
Ale żeby nie było tak całkiem leniwie, wybrałem się na
najwyższe wzgórze w mieście, które znajduje się na terenie Parku Luhuitou. Po
drodze można podziwiać panoramę wyspy i Pheonix Island. Droga na szczyt wiodła
przez gąszcz drzew, mogłem się praktycznie schować między korzeniami. Dalej znajduje się coś jakby świątynia i w końcu dotarłem na szczyt, gdzie zobaczyłem ten oto pomnik:
Jak głosi podanie ludowe, dawno temu, cesarz nakazał chłopcu
o imieniu Ahei polować na jelenie. Pewnego dnia zobaczył pumę ścigającą
pięknego jelenia. Chłopak zabił pumę strzałą z łuku i ścigał jelenia przez 9
dni, aż zwierzę stanęło na skraju Koralowego Klifu bez możliwości ucieczki.
Jeleń odwrócił głowę, spojrzał na Ahei i zamienił się w piękną dziewczynę. Para
wzięła ślub i zamieszkała na wzgórzu a okrutny cesarz wkrótce został obalony. Z
tej opowieści wzięła się nazwa parku, która dosłownym tłumaczeniu oznacza
“jeleń odwraca swą głowę”.
Schodząc ze wzgórza dobrze się bawiłem chowając się w
kwiatach, a później, zmęczony nieco, postanowiłem uraczyć się lokalnym drinkiem
- kokosem.
Jeśli chodzi o nocne życie Sanya, to najczęściej odwiedzanym
miejscem jest Sanya Times Coast z licznymi barami i knajpkami, ale ożywa ono dopiero po godzinie 19.00.
Byliście kiedyś na końcu Ziemi? Ja już byłem. Tianya-Haijiao
oznacza właśnie koniec świata, a sama nazwa symbolizuje uczucie, jakiego
doznaje się będąc wysłanym na daleki, nieznany ląd.
Park etnograficzny, gdzie poznałem długonogie żurawie
prowadził krętymi alejkami na wybrzeże, gdzie znajdują się wielkie kamienie z
chińskimi inskrypcjami. Dotarłem do “Filara Południowego Nieba”, Tianjia i
Haijiao, gdzie musiałem umoczyć się w słonej wodzie przechodząc między głazami
(zazdrościłem wtedy wysokim ludziom), a potem przeciskałem się przez taką oto
szczelinę (i już nie zazdrościłem wysokim ludziom).
Przepiękne miejsce warte zwiedzenia, a dla niektórych jest
to idealna sceneria na ślubne zdjęcia.
Aż szkoda, że ten czas tak szybko zleciał, ale dla chętnych
dodam, że na Hainan można spokojnie lecieć bez wizy i cieszyć się tropikalną
scenerią przez 15 dni.