Translate

niedziela, 11 marca 2018

Sylwester pod palmami

No dobra, wiem, że Nowy Rok był dwa miesiące temu, ale na swoje usprawiedliwienie mogę powiedzieć, że zajmowały mnie różne Krecie podróżnicze sprawy. Otóż chcę wam opowiedzieć jak to na Sylwestra nie chciało mi się siedzieć w zimnym domu i pomyślałem, że byłoby super spędzić Nowy Rok pod palmą. Czasu na podróż było niewiele, więc poleciałem na słoneczne wybrzeże zatoki tajwańskiej, do Xiamen.
Zaraz po wylądowaniu zobaczyłem, że mają tam taki tunel, tylko że nad ziemią. Autostrada biegnie przez całe miasto i przeznaczona jest tylko dla specjalnych autobusów miejskich, więc korków nie ma.
Pierwszego dnia pobiegłem na plażę. Co prawda wiecie, grudzień, woda była lodowata, ale dróżka, którą widać na zdjęciach biegnie przez pół wybrzeża, jakieś 30 kilometrów, zaczynając od Xiamen University! Ja dzielnie przeszedłem 7 z nich, jak zawsze ciekawy, co jest za kolejnym zakrętem. Czasami czułem się jakby nie do końca w Chinach. Piękne białe wille (w których nikt nie mieszka poza zespołem wakacyjnym) na każdym kroku. Aż chciałem się podkopać do jednej z nich i zobaczyć co jest w środku... 
Bardzo pozytywnym zjawiskiem na całej długości plaży byli sprzedawcy kokosów i mango. Długo się powstrzymywałem, ale w końcu uległem pani, która oferowała te świeże zielone - zapewne już skądś znacie tą moją wakacyjną słabość do kokosów.
Wspominałem wcześniej, że cała plażowa marszruta zaczyna się od Xiamen University. Jest to dość sławny uniwersytet  i co roku wielu ludzi przychodzi go zwiedzać. Zobaczcie te kolejkę do wejścia! Ja już dawno skończyłem edukację, więc zwiedzać nie poszedłem,  ale oto kilka zdjęć z podkopu. Czemu ten uniwersytet jest taki sławny? Nie mam pojęcia, chyba dlatego, że ma palmy i jest blisko plaży.
Centrum miasta stanowi bardzo ruchliwa ulica - Zhongyuan Road, która jest zatłoczona i wąska jak kreci tunel. Można tam kupić -chińskim zwyczajem -wszystko. Jest tam tak tłoczno, że nie wiadomo nawet gdzie jest upchany przystanek autobusowy.
Ale na obrzeżach, blisko portu, znalazłem zaciszne miejsce na wypicie tego i owego.
A potem jadąc autobusem, wjechaliśmy na obwodnicę,  która biegnie wzdłuż linii brzegowej, na wysokość może siódmego piętra. Później musiałem jeszcze raz zerknąć z bliska na tę osobliwą konstrukcję.
Po drodze jeszcze znalazłem malutką zatoczkę z wieloma ciasnym kafejki - miejsce z daleka od zgiełku głównej ulicy i wiecie co? Nic o tym nie mówili w przewodnikach. Zaprowadził mnie tam kreci zmysł.
Ostatniego dnia wybrałem się do najsłynniejszej świątyni w mieście. Dość niespodziewanie złapałem ujęcie tradycyjnej architektury na tle współczesnego budynku uniwersyteckiego.
Tak oto spędziliśmy ostatnie dzień ostatniego roku i przywitali nowy. Oczywiście nie obyło się bez niespodzianek. W jednym hotelu, gdzie miałem rezerwację, nie przyjmowali krecików zza granicy i musiałem po nocy szukać sobie nowego lokum. Bardzo chciałem zobaczyć wyspę Gulangyu, wpisaną na listę UNESCO, ale wszystkie bilety były wyprzedane, za to w drodze z portu znalazłem śliczny park, gdzie prawie nie było ludzi, co jest dość dziwne w Chinach, a w sylwestrową noc dostałem butelkę piwa za darmo! Takim oto sposobem rozpocząłem kolejny podróżniczy rok.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz