Translate

czwartek, 8 listopada 2018

Morawy - kraina zamków, wina i rowerów

Za oknami już zrobiło się jesiennie ale u nas w krecik kopcu jeszcze trwa lato i wspomnienia wakacyjnych podróży. W sierpniu wybrałem się z moim zielonym kolegą w rodzinne strony krecików czyli na Czechy. Tego lata miałem ochotę na dość aktywny wypoczynek i dlatego zamiast knajpingu w Pradze udałem się w Morawski kraj (nie żeby było tam ciężko o knajping...)
Podkopałem się szybciutko do Mikulova, a dokładniej pod zamek na wzgórzu miasteczka. Trochę wystraszyłem się zamkowego ogrodnika, wiecie, oni nie lubią krecików za te nasze podkopy na ich idealnie przyciętym trawniku. Szybko przeskoczyłem na ścieżkę i wtopiłem się w tłum zwiedzających. Zamek jest naprawdę ogromny i bardzo zadbany. Znalazłem nawet drzewko pistacjowe, ale orzeszki jeszcze niedojrzałe, a tak fajnie byłoby siedzieć w zamkowym ogrodzie z widokiem na Swiaty Kopecek pogryzając sobie pistacje. 
Nie wiem czemu ale chciałem się wspiąć jeszcze wyżej dlatego pognałem na basztę. Niestety za wstęp trzeba było płacić kilkaset koron ale muszę przyznać, ze było warto ponieważ widok jest panoramiczny, i to dosłownie. Na baszcie znajdują się tablice ze zdjęciami tego co masz przed sobą włącznie z opisem, czyli wreszcie wiesz, która górka jest która. 
Zamkowe wzgórze można podziwiać nie tylko z góry ale również z dołu i to w bardzo wakacyjnym nastroju ponieważ odkryty basen oferuje takie królewskie widoki, mówię wam, coś wspaniałego. Chociaż jak zauważyłem, większość ludzi była bardziej podekscytowana zjeżdżalniami i doskonaleniem skoków do wody niż podziwianiem zamku.
Najbardziej dostojny moment w życiu miasteczka to czas pomiędzy 5 po południu a 10 wieczorem kiedy wszyscy już suto najedzeni wędrują od jednej winiarni do drugiej smakując specjały lokalnych winnic. Tak, ja tez zawsze tylko kojarzyłem mój rodzinny kraj z piwem, a tu niespodzianka, morawskie winnice obradzają co roku, a owoce znajdują się w butelkach. Miejsca w ogródkach na świeżym powietrzu są zawsze oblegane i jak się domyślacie, kto pierwszy ten lepszy.
Morawy są idealnym miejscem dla rowerzystów. W zasadzie po drogach porusza się więcej rowerów niż samochodów. Nie trzeba zabierać własnego sprzętu, gdyż niemal wszędzie można wypożyczyć rower a każdy bar czy restauracja jakie odwiedziłem posiadała bezpłatny parking dla rowerów.
Ścieżki rowerowe prowadzą do pobliskich miejscowości, czyli od zamku do zamku. Czasami można się pogubić przy wyjazdach z miasteczek i zostać wywiezionym w pole dlatego polecam zaopatrzyć się w dobra mapę tras (Google nie pomaga).
Dwoma najpopularniejszymi miejscami na jednodniową wycieczkę z Mikulowa są Valtice i Lednice. Na pierwsza wycieczkę wybrałem te pierwsze. 2 godziny rowerem po drodze S coś tam gdzie było sporo tirów. Miejscami żałowałem, że nie zrobiłem tunelu do tej miejscowości, ale dzielnie pedałowałem dalej. Zamek mnie nie oczarował zbytnio, połowa była pokryta rusztowaniami czyli zamiast baroku zobaczyłem pół-barok. Ale za to drogę zapamiętam długo bo później tyłek mnie strasznie bolał, kreciki to jednak nie przyzwyczajone do rowerów. 
Lednice to co innego. Tym razem po dojechaniu normalną drogą do miejscowości Siedlec, skręciłem w lewo i znalazłem się na właściwej ścieżce rowerowej pośród pól, wzgórz i jezior, no i ku mojemu wielkiemu zadowoleniu – zero tirów. 

Po objechaniu stawików dotarłem z moim kolegą do rozwidlenia dróg. Na prawo około 6 kilometrów, a na lewo ponad 9 do tego samego miejsca. Słońce pięknie świeciło no i naprawdę chciałem zgubić troszkę kilogramów, żeby we wrześniu w samolocie nie płacić za nadbagaż, więc uparłem się na dłuższą trasę. No i tak czarny z zielonym jechali na czerwonym (rowerze) pośród pól i winnic. 


 
  

Zamek w Lednicach jest naprawdę piękny, utrzymany w renesansowym stylu z rozległym parkiem. Tam robiliśmy sobie sesję zdjęciową, a później udaliśmy się na lemoniadę. 
 
Zamkowa kawiarnia z widokiem na minaret (dla mniej obeznanych minaret to to, co widać za konikiem ciągnącym bryczkę). 
  Tylko trochę nie podobał mi się ten rogaty gość gapiący się w moją szklankę.
Droga powrotna była krótsza, ale wcale nie mniej urokliwa. Po dojechaniu do znajomych Siedlec podążyłem ścieżką rowerową wśród pól i cały czas mogłem podziwiać wzgórze zamkowe Mikulova. 
Ogólnie to byłem mile zaskoczony tym niepozornym miasteczkiem. Morawy okazały się bardzo malowniczym miejscem, do którego na pewno wrócę. Dodam, że dla tych, co mają więcej czasu do zagospodarowania, można również wybrać się do innych miejscowości, które są w zasięgu roweru czyli Brno, Breclav i nawet Wiedeń! Jeśli chcecie innych rozrywek to dostarczy ich basen i kręgielnia. Każdy znajdzie coś dla siebie, a na pewno niejedną butelkę wina!
Dodatek specjalny: krecikowe maszkiety: Drinki na winie i śmieszne wyroby cukiernicze.

 

Praktyczne porady:
Jak dojechać: bezpośrednie połączenie Leo Bus z Katowic (raz dziennie); alternatywnie można się najpierw dostać do Brna i później około godziny czeskim autobusem do Mikulova
Do Lednic z Mikulova można się dostać miejskim autobusem numer 570 kierunek Breclav, (około 1 h)
Wypożyczenie rowerów: 200 – 350 koron/dzień
Jedzenie: rynek w Mikulovie oferuje duży wybór restauracji, śniadania można dostać od godziny 7 rano; na obiad najlepiej wybrać się w godzinach 5-8 wieczorem, jeśli jednak zdarzy się wam utknąć na wycieczce i wrócić później to jedynymi miejscami serwującymi dania obiadowe po 9 wieczorem są Irish Pub i pizzeria obok kręgielni, ewentualnie fast food na rynku

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz