Translate

czwartek, 28 lipca 2016

W bieszczadzkich dolinach

Ahoj! 
To znowu ja! Tak jak obiecałem napiszę co nieco o tym co można robić w Bieszczadach oprócz wędrowania po połoninach. Właśnie tak spędziłem drugi bieszczadzki dzień z Celiną i Justyną. Cóż, tak rozplanowaliśmy wyprawę, bo obawialiśmy się, że po dwóch połoninach możemy odczuć nasze rzadko używane mięśnie i kolejne szczyty następnego dnia mogłyby dać nam się we znaki. O dziwo nie było tak źle, ale planów nie zmieniliśmy. Wybraliśmy dzień wędrowania po dolinach. Na pierwszy ogień poszła Cisna. Mała, znana miejscowość bieszczadzka. Tam moje towarzyszki udały się na kawę. Krety raczej kawy nie piją, a przynajmniej ja nie należę do kawoszy, ale chętnie zwiedziłem wnętrze kultowego miejsca w Bieszczadach: Siekierezady. Skojarzenia z Edwardem Stachurą? Słuszne. Napisał bowiem powieść o tym tytule. Do niej właśnie nawiązuje nazwa jak i wystrój baru.

Po przedpołudniowej kawie w Siekierezadzie pojechaliśmy do Majdanu. Tam mieści się stacja główna Bieszczadzkiej Kolejki Leśnej. To był dzień oszczędzania naszych nóg. Kolejka zawiozła nas do Balnicy - maleńskiej wioski leżącej tuż przy granicy ze Słowacją. Tam mieliśmy pół godziny czasu do odjazdu kolejki z powrotem w kierunku Majdanu. Wykorzystaliśmy ten czas na spacer po drugiej stronie granicy i oczywiście pamiątkowe zdjęcia. Również takie "w dwóch miejscach naraz"- czyli lewa ręka w Polsce, prawa na Słowacji.



Po powrocie z przejażdżki kolejką zgłodnieliśmy. W Siekierezadzie już byliśmy, więc postawnowiliśmy odwiedzić inne miejsce, znajdujące się tuż obok. Karczmę łemkowską o równie wyjątkowym klimacie. Mojej właścicielce szczególnie posmakowały pierogi z bundzem owczym i czosnkiem niedźwiedzim.

Posileni wybraliśmy się w miejsce o którym dowiedzieliśmy się od cioci Eli. Rezerwat Sine Wiry. Bardzo spokojne miejsce, chociaż trudno nazwać je cichym. Nie pozwala nam na to huk wody. Miejsce jest dość zakamuflowane jeżeli się o nim nie wie. Znajduje się na trasie Cisna - Terka. Zostawiamy samochód na parkingu i idziemy na spacer przez las wzdłuż rzeki. Po drodze mijamy coś na wzór źródełka i docieramy do pięknych kaskad.

Z tego co mi wiadomo są 3 takie zejścia a dalej znajduje się też szmaragdowe jeziorko. Jednak ze względu na dość późną godzinę i plany na wieczór my zeszliśmy tylko do tego jednego.  A plany mieliśmy niesamowite :) Wróciliśmy do Ustrzyk by trochę odpocząć a około 21.00 wyruszyliśmy na Przełęcz Wyżną. Tam o 22.00 rozpoczynał się pokaz gwiezdnego nieba. Zaparkowaliśmy więc, ale lekką niepewność zasiał w nas brak obsługi parkingu, który teoretycznie jest płatny całą dobę. Postanowiliśmy więc zapytać pewnego strażnika granicznego jak to jest z tą teorią i uzyskaliśmy jakże spokojną odpowiedź, że spokojnie możemy samochód zostawić. Znajomość ta z niezwykle spokojnym Panem Strażnikiem przydała się nam później. Wracając do pokazu. Umówiliśmy się z panem Waldkiem, że będziemy nieco wcześniej, by zdążyć zobaczyć Jowisza przed jego zajściem. W ogóle, muszę powiedzieć, że to niesamowity człowiek. Prawdziwy człowiek gór. Prowadzi Galerię nad Berehami, rzeźbi, interesuje się sztuką, przyrodą. Jest wnikliwym obserwatorem i mądrym, wrażliwym człowiekiem. Takie wrażenie bynajmniej na nas wywarł po krótkiej rozmowie. Równie niesamowitym człowiekiem jest pan Paweł, który prowadził pokaz gwiezdnego nieba. Opowiedział nam o zanieczyszczeniu światłem, o tym gdzie jest ono największe, gdzie najmniejsze. Powiedział dlaczego ważne jest, by w odpowiedni sposób ograniczać to zanieczyszczenie. Pan Paweł pokazał nam także gwiazdozbiory, których na bieszczadzkim niebie widać zdecydowanie więcej niż na Śląsku, gdzie na co dzień mieszkamy. Na koniec oglądaliśmy różne ciekawe obiekty na niebie przez 3 ogromne teleskopy. Noc była wyjątkowo zimna. Było około 6 stopni. Mimo kilku warstw ubrań i koców, które przyniósł pan Paweł, wszyscy szczękaliśmy zębami. Ale widok drogi mlecznej, która dzięki tej temperaturze była niezwykła, był bezcenny. Warto było dla niego zmarznąć. Podobno to była najlepsza noc do obserwacji nieba. W czasie naszego pobytu w Bieszczadach miała się już taka nie trafić. Trudno się nie zgodzić, że była fantastyczna.


Prawda, że piękna noc? Po wykonaniu pamiątkowego zdjęcia zmyliśmy się do domu, by się szybciutko ogrzać. Jednak na naszej drodze stanął funkcjonariusz straży granicznej, który zatrzymał nas do rutynowej kontroli. Na szczęście kontrola nie doszła do skutku, bo miałby poprowadzić ją nasz znajomy, bardzo spokojny Pan Strażnik. Zobaczył znajome twarze turystek i życzył nam tylko spokojnej nocy. W sumie mimo, że zwę się Krecik, to nie mam w zwyczaju niczego przemycać. Nie było więc powodu by takiej kontroli się obawiać. Dobrze jednak, że zostało nam zaoszczędzone tych kilka minut. Kolejnego dnia czekała nas Tarnica. Trzeba było odpocząć.

Ps. Z innej wyprawy wiem, że miejscem wartym odwiedzenia w okolicy jest Liszna koło Cisnej i tamtejszy Zwierzyniec Leśny. Znajdziemy w nim między innymi takie piękności.



2 komentarze: